Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie

Żeś przez krzyż i mękę Swoją świat odkupić raczył.

Upadek na twardą, kamienną ziemię. Ból. Cierpienie. I wrzaski tłumu, który w większości traktuje mękę Jezusa jak dobrą zabawę. Tak mało wokół Niego tych, którzy Mu współczują. Tak mało tych, którzy uronią łzę. A czy jest ktoś, kto patrząc na leżącego pod krzyżem Człowieka przewidzi, że za trzy dni będzie On największym Zwycięzcą w dziejach świata?

Niemal codziennie spotykamy ludzi cierpiących. Takich, których cierpienie jest widoczne i namacalne, jak Chrystusowy upadek. Nasi bliscy doświadczają bólu, czekają w kolejkach do lekarzy, leżą w szpitalach, przechodzą rehabilitację… Inni są bliscy zakończenia ziemskiej wędrówki. Czy potrafimy im współczuć? Czy potrafimy spojrzeć na nich z miłością i ofiarować choćby dobre słowo? Bo jest jeszcze inny rodzaj cierpienia. Jezus też go mocno doświadczył. Cierpienie spowodowane odrzuceniem. Cierpienie spowodowane brakiem miłości. Zwłaszcza brakiem miłości najbliższych. Ileż tego cierpienia jest w naszych rodzinach! Ileż dzieci, które czują się niechciane i niekochane! Ileż żon opuszczonych przez mężów! Ileż mężów zdradzonych przez żony! Ileż ludzi starszych cierpiących w samotności, z dala od swoich dzieci! Ileż ludzi chorych, którzy zostali opuszczeni przez najbliższych, oddani do „domów spokojnej jesieni”! Ileż w naszych rodzinach samotności, odrzucenia i niezrozumienia! Także w tych sprawach, wydawać by się mogło, błahych, małych. Jesteśmy tak często zamknięci w świecie własnych myśli i zamierzeń, w świecie najzwyklejszego egoizmu. A przecież Jezus mówił: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie” (J 13, 34).

Panie Jezu, stoimy w tłumie patrzącym na Twój upadek. Ale nie chcemy się śmiać. Nie żądamy, żebyś natychmiast wstał i szybciej dał się zabić, bo jeszcze chcemy zdążyć na kolację. Tak jak Ty, czujemy ból. Ból upadku. Ból grzechu. Tego grzechu, który jest ciężarem Twojego krzyża. Który jest ciężarem krzyża naszych bliskich – rodziców, małżonków, dzieci, rodzeństwa, dziadków… I żałujemy. Każdego słowa, którym mogliśmy zranić. Każdego czynu, u którego podstaw było nasze wygodnictwo i lenistwo. Żałujemy tego, że nie umiemy okazać miłości w drobnych, codziennych czynnościach. Żałujemy, bo nie umiemy kochać nawet najbliższych członków rodziny tak, jak Ty nas umiłowałeś.

Panie Jezu, w Twoje miłosierne dłonie składamy wszystkich naszych bliskich, którzy kiedykolwiek cierpieli z powodu braku naszej miłości. Składamy naszych współmałżonków, których nie chcieliśmy wysłuchać, składamy dzieci, dla których brakło nam cierpliwości, rodziców, których nie umieliśmy zrozumieć. Wejdź, Panie Jezu, w nasze zwykłe, szare życie. Wtedy przestanie być szare! Przestanie być wegetacją i czekaniem na coś, co ma się wydarzyć, a będzie Życiem Prawdziwym, życiem z Tobą. Będzie więc życiem pełnym miłości. Tej, którą nam pokazałeś na drodze krzyżowej.

Któryś za nas cierpiał rany…