Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie

Żeś przez krzyż mękę Swoją świat odkupić raczył.

Jezus przyjął krzyż dobrowolnie, z miłości do każdego człowieka. Krzyż – cierpienie, poniżenie, ale też wyrzeczenie się przyjemności, rezygnacja z możliwości użycia siły, by samemu wyzwolić się z konieczności niesienia ciężaru, poświęcenie się dla innych. Jezus swoje cierpienie ofiarował Bogu. Dla nas, bo nas kocha. Miłość Jezusa do nas popchnęła Go do tego czynu. Mimo swej Boskiej mocy, przyjął krzyż, ponieważ taka była wola Boga.

Nasza codzienność nie jest wolna od cierpienia, nie jest wolna od krzyża. Nasz rodzinny krzyż zaczął się już w chwili, gdy składaliśmy małżeńską przysięgę. Tak jak Chrystusowy krzyż zaczął się w chwili zwiastowania. Naszym krzyżem jest to wszystko, co poświęcamy Bogu z miłości do Niego i do drugiego człowieka. Może nim być ogromna liczba naszych codziennych czynności – od rannego wstawania i wykonania jakiejś pracy, by ktoś inny mógł dłużej spać, do wieczornego pościelenia łóżka. To wszystko, w czym przejawia się nasza miłość, możemy ofiarować Bogu. Naszym krzyżem może też być cierpienie tak fizyczne jak i duchowe. Nasze choroby możemy, podczas modlitwy, złożyć u stóp Jezusa stojącego przed wzgórzem Kalwarii prosząc Go, aby przyjął je w określonej intencji. Nasze trudne przeżycia duchowe, cierpienia innych członków rodziny, śmierć kogoś bliskiego, ale także trudności w pracy, także możemy oddawać Jezusowi. Możemy też prosić Go, aby odsunął od nas krzyż, który wydaje się nam zbyt ciężki, ale pamiętajmy wtedy, by modlitwę zakończyć słowami, którymi nasz Zbawiciel kończył swoją modlitwę: „niech się stanie wola Twoja” (Mt 26, 42).

Panie Jezu wybacz nam brak zaufania. Wybacz tworzenie własnej teologii, własnego wyobrażenia Twojej woli. Dotknij każdego z nas Twoją miłością. Oświeć nasze umysły, tchnij w nas nowego ducha, abyśmy, kochając się coraz mocniej, jako rodzinna jedność pomagali Ci w codziennym niesieniu krzyża. Uzdrów nasze serca, aby, poddane Tobie, w każdej chwili życia powtarzały: „Jezu, ufam Tobie”.

Któryś za nas cierpiał rany…